To chyba jeden z najtrudniejszych tekstów w moim życiu. Czuję się trochę tak, jakbym pisał o swojej śmierci, a jednocześnie o nowym wcieleniu. Naprawdę nie jest łatwo pisać o rezygnacji z czegoś, co było twoją codziennością przez większą część życia.
Po ponad 15 latach biegania postanowiłem zrezygnować z trenowania tej dyscypliny. I deklaruje to ja, człowiek, który przez większą część swojego życia biegał, żył bieganiem, żył dla biegania i popularyzował tę aktywność wśród Polaków jako niemalże lek na całe zło tego świata.
Życie bywa przewrotne i mimo wszystko bezsprzecznie mądre.
Od prawie dwóch lat czułem, że coś jest z moją pasją do biegania nie tak. Myślałem, że to kwestia znużenia albo wypalenia. W sumie nie trudno dojść do takich wniosków jeśli trenujesz bieganie, piszesz o bieganiu, masz przyjaciół biegaczy, podróżujesz po świecie na zawody biegowe, czytasz o bieganiu, prowadzisz biznes związany z bieganiem. Stwarzając sobie takie środowisko, nie trudno o zachwianie życiowej równowagi i zmęczenie głowy.
Chcąc ratować sytuacje podjąłem decyzję o wzięciu urlopu od biegania. Zminimalizowałem ilość biegania (pod każdą postacią) do koniecznego minimum i obserwowałem co się dzieje. Takich przerw miałem w ciągu ostatnich dwóch lat co najmniej cztery, a pojedynczy „biegowy detoks” trwał od miesiąca do dwóch.
Z każdym kolejnym detoksem coraz mniej tęskniłem za bieganiem w formie, w jakiej serwowałem je sobie dotychczas. Jak wyglądało „dotychczas?”.
Bieganie minimum 5 razy w tygodniu. Regularne starty w zawodach. Poza bieganiem w zasadzie nie było innych aktywności, oprócz domowo uprawianej jogi i ćwiczeń sprawnościowych, które wykonywałem z rozsądku.
Coraz mniejsza tęsknota powodowała u mnie niepokój, ale z drugiej strony wyciszałem swoje wątpliwości, dając sobie przestrzeń na dogadanie się z samym sobą i ustalenie, dlaczego przeżywam kryzys i o co w nim tak naprawdę chodzi.
W głębi duszy czułem, że wszystko ma swój cel i głębszy sens. Wiele dotychczasowych doświadczeń życiowych niejednokrotnie pokazywało mi, że kryzys pozwala wspiąć się wyżej, a na poziomie symbolu jest przepoczwarzeniem się z gąsienicy w motyla. Kryzysy są i będą nieodłączną częścią naszego życia. Są bodźcem do zmian, sygnałem, że schemat w którym żyjemy wyczerpał się i trzeba iść dalej. Są szansą na coś nowego i lepszego. Synonimy potocznie rozumianego słowa „rozwój”: prosperita, rozkwit, dobra passa wydają się stać w sprzeczności z synonimami słowa „kryzys”: impas, problem. Warto jednak wyrwać się poza to „potoczne rozumienie” i dostrzec, że etymologia słowa kryzys wiąże się raczej z punktem zwrotnym i koniecznością podjęcia nowej decyzji.
W skrócie: kryzys to szansa. Jeśli ją wykorzystasz, pójdziesz do przodu. Jeśli zostaniesz w „starym” skazujesz się na cierpienie — tak to czuję.
Apogeum kryzysu nastąpiło w sierpniu tego roku. Wiedziałem, że muszę coś zmienić, ale paraliżował mnie fakt, że absolutnie nie wiem, w którym kierunku mam iść, aby na nowo odnaleźć siebie. Wiedziałem też, że stawianie sobie celów np. 2h30’ w maratonie czy bycie najszybszym na jakiś zawodach, to bardzo nierozwojowy kierunek. I wtedy przypomniała mi się jedna mądrość, którą zapisała mi moja przyjaciółka na pierwszej stronie książki, którą otrzymałem w prezencie.
„Follow your bliss and the universe will open doors where there were only walls”.
W praktycznym wymiarze tego przesłania, postanowiłem podążać za fascynacją, eksplorując każdy, ale to absolutnie każdy nowy temat, który poruszy moje serce i na nowo obudzi pasję do działania.
Wszechświat nie kazał mi czekać zbyt długo. Eksplorując Internet w poszukiwaniu nowych bodźców trafiłem na wywiad z Ido Portal. Przyznaję, że słyszałem o nim już jakiś czas temu przy okazji zaznajamiania się z treningiem na kółkach gimnastycznych, ale… nie wszedłem w temat głębiej — widocznie jeszcze nie byłem gotowy.
Kim jest Ido? Na pewno człowiekiem, którego nie da się włożyć w jakikolwiek schemat i dość trudno opisać. Dlaczego? Bo to człowiek, którego motorem napędowym w życiu jest burzenie schematów i wręcz obsesyjne stawianie się w roli ucznia.
Ido najlepiej opisuje to, co robi.
Z czego Ido jest znany?
Ze stworzenia ogólnoświatowej kultury „Movement”, a w wymiarze mass mediów z bycia mentorem/nauczycielem najlepszych sportowców na czele z Conorem McGregorem czy superpływakiem Anthonym Ervinem. Jednak sukcesy Ido mają w tym wszystkim najmniejsze znaczenie.
Po przesłuchaniu pierwszego wywiadu, zacząłem oglądać kolejne materiały. Proces zaznajamiania się z filozofią Ido zajął mi ponad miesiąc. W tym czasie obsesyjnie przeczesywałem każdy najmniejszy ślad, który Ido zostawił po sobie w sieci. To był fascynujący proces. Każdy materiał z Ido pochłaniał 100% mojej uwagi, a najbardziej wstrząsający był dla mnie fakt ogromu społeczności jaką Ido zainicjował na całym świecie.
Pod skórą czułem również, że filozofia, którą Ido stara się przemycić światu, jest niczym innym jak wizją szaleńca pokroju Steva Jobsa. Od samego początku czułem w głębi duszy, że to o czym mówi Ido jest zupełnie nowym, awangardowym kierunkiem rozwoju świata.
Tak.
Świata.
Nowym i… na ten moment dla mnie jednym z naprawdę niewielu, którym warto podążać.
A może gimnastyka?
Nie.
Crossfit?
Tym bardziej nie.
Fitness?
Absolutnie nie.
Taniec?
Też nie.
To co?
Movement, czyli… ruch.
Ruch sam w sobie.
Bycie w ruchu, a nie trenowanie specjalistycznej dyscypliny.
Odłączeni od natury
Jeśli trenujesz bieganie/crossfit/jogę/triatlon czy cokolwiek innego i sądzisz, że uprawiasz zdrowy styl życia i dbasz o swoje ciało, to muszę cię rozczarować.
Trenując jedną dyscyplinę jesteś bardzo daleko od ludzkiej natury.
Ludzkie ciało nie zostało stworzone do tego, aby być piłkarzem/biegaczem/kulturystą/joginem lub inną profesjonalistą. I dla jasności — nie mam nic przeciwko byciu profesjonalistą, szczególnie jeśli wykazuje się w danej dziedzinie wybitne predyspozycje. Bycie naprawdę wybitnym może w dzisiejszym świecie dać sporo pieniędzy i ciekawe życie — i pewnie dlatego wiele osób marzy o karierze sportowca sądząc, że to wstęp do lepszej rzeczywistości. Z pewnością poświęcenie się jednej dyscyplinie to ogromne wyrzeczenie i ciekawa przygoda. Jednak należy pamiętać, że w pierwszej kolejności jesteśmy ludźmi, w drugiej istotami stworzonymi do ruchu, a w dalszej kolejności dopiero możemy mówić o sobie jak o specjalistach.
I jeszcze jeden, bardzo ważny wniosek: nawet jeśli chcesz być najszybszym biegaczem na świecie lub innym, wysokiej klasy specjalistą, to tym bardziej w pierwszej kolejności powinieneś zadbać o odżywianie swojego ciała holistycznym ruchem (movement). Ograniczając się do trenowania tylko jednej dyscypliny, nawet jeśli jesteś wyczynowcem na wysokim poziomie, marnujesz niesamowity potencjał, który drzemie w twoim ciele. Wielokierunkowa i zróżnicowana forma ruchu praktykowana możliwie jak najczęściej, przełoży się na wzrost twoich możliwości w wąskim obszarze twojej specjalizacji.
Movement is big. Bigger than any specific movement discipline and it contains within it HUGE ‘worlds’ like the world of fitness, dance, martial arts, strength, flexibility, circus and more. Specializing is great – but beyond our specialties – we are all HUMAN first, MOVERS second and only then SPECIALISTS.
Ido Portal
Jeszcze niedawno wypicie szklanki wody było treningiem
Jak to rozumiem?
Człowiek został stworzony do ruchu. Nie w wymiarze 3 razy w tygodniu po 30 minut lub wyjścia na crossfit lub bieganie 3 razy w tygodniu. Czy uważasz, że potrzeby naszego zostały tak zaprojektowane, aby ruszać się od 17 do 18:30 kilka razy w tygodniu na zorganizowanych treningach?
Nasze ciało zostało zaprojektowane aby ruszać się nieustannie. 24 godziny na dobę! I nie ma w tym grama przesady. Jeszcze 100 lat temu wypicie szklanki wody było treningiem — człowiek musiał pójść do studni, nabrać wody, a następnie zanieść ją do domu. Dziś, przez luksus i rozwój technologii, przestaliśmy wykonywać czynności, które niegdyś były stałym elementem prozy życia i w sposób naturalny hartowały nasze ciało.
Dziś nie rąbiemy drewna. Dziś ogrzewamy mieszkania gazem.
Dziś nie spacerujemy kilka kilometrów dziennie. Dziś jeździmy autami lub komunikacją.
Dziś nie polujemy na zwierzynę i nie zbieramy jedzenia. Dziś idziemy do sklepu.
Niegdyś człowiek siedział w głębokim przysiadzie. Dziś traci zdrowie na krześle.
Niegdyś człowiek wchodził po schodach. Dziś wchodzi zazwyczaj do windy.
Niegdyś człowiek chodził boso po ziemi, niezależnie od warunków, a dziś ma buty.
Luksus daje więcej swobody, jest wygodny, ale ma też swoją cenę.
Im mniej dajesz bodźców swojemu ciału, tym wątlejsze się ono staje, a wrodzone zdolności adaptacyjne — nieużywane z czasem zanikają. Dlatego mamy dziś na świecie tyle zwyrodnień i bólu — jeśli przykładowo siedzisz mnóstwo przed komputerem, to nie zapewniasz swojemu kręgosłupowi odpowiedniej porcji wielokierunkowego ruchu. Ruchomość twojego kręgosłupa jest zazwyczaj jednokierunkowa więc z czasem tracisz ruchomość. I tak, dość powszechnie dochodzi do sytuacji, gdzie ludzie schylając się po coś lub podnosząc coś lekkiego z ziemi, odnoszą kontuzję.
If you have abandoned your body, your body will abandon you.
Ido Portal
Z punktu widzenia natury to, co dziś nazywamy „zdrowym stylem życia” albo rozumiemy poprzez określanie siebie człowiekiem „aktywnym” to totalny absurd. Żyjemy w sztucznych światach, dalekich od naturalnego, ewolucyjnego środowiska.
Nasze ciało (jak i życie w ogóle) jest nieskończonym RUCHEM. Nieważne czy śpisz czy czytasz książkę — w ciągu sekundy w twoim ciele zachodzi niewyobrażalna liczba procesów (liczona w bilonach).
Prędkość impulsów w mózgu wynosi około 400km/h. W ciągu jednego dnia nasza krew przebywa dystans około 19000km. Człowiek codziennie oddycha około 20 000 razy. Serce bije 35 milionów razy na rok. Każdego dnia ludzkie ciało traci milion komórek skóry (to około 2 kilogramy roczni). W ciągu każdej sekundy w naszym mózgu zachodzi około 100 000 reakcji chemicznych. Ilość bakterii w ludzkiej jamie ustnej jest większa niż liczba ludzi na świecie, a stosunek liczby bakterii do liczby komórek ludzkich w naszym organizmie wynosi 1,3 do 1 (39 bilionów do 30 bilionów).
Dlatego świetnie, że dziś w modzie jest crossfit, fitness czy bieganie, jednak fanatyczne ograniczanie się do jednej dyscypliny jest nienaturalnym, kontuzjogennym i nierozwojowym kierunkiem.
Gdybym dziś szumnie ogłosił, że jabłko jest zdrowym owocem, to pewnie nikt by nie zwrócił uwagi na mój krzyk lub co najwyżej pogardliwie uznał, że odkryłem Amerykę.
Gdybym dziś szumnie ogłosił, że moja dieta składa się wyłącznie z jabłek, przeciętni ludzie prawdopodobnie byliby w szoku, a dietetycy srogo wyszydzili, zadając oczywiste pytanie: a gdzie inne mikro i makro elementy, których nie ma w jabłkach, a które to są niezbędne do funkcjonowania twojego ciała?
Z tej perspektywy specjalizowanie się w jakiejkolwiek dyscyplinie jest tym samym co jedzenie w swoim życiu wyłącznie jabłek, bo przecież są zdrowe.
Aby Twój styl żywienia był optymalny, potrzebujesz zróżnicowanej diety, a nie tylko takiej opartej wyłącznie na jabłkach.
Aby Twoje ciało funkcjonowało w zgodzie z naturą i abyś odkrył potencjał swojego ciała, potrzebujesz nie tylko jabłek (specjalizacji), ale szeregu różnych ruchów, czyli m.in pracy nad elastycznością, mobilnością, siłą czy ostatecznie wyrażaniem siebie poprzez chociażby improwizację lub taniec.
Tymczasem dzisiejszy świat „treningu” jest trochę takim nieustannym jedzeniem jabłek, i co bardziej śmieszne — ambicją większości entuzjastów diety monojabłkowej, jest bycie najlepszym w jedzeniu jabłek.
To co jeszcze mi się w tym świecie nie podoba, to reżim i „indoktrynacja”.
Przemysł fitness ustala normy jak powinien wyglądać prawidłowy przysiad. Tymczasem z punktu widzenia natury, nie ma czegoś takiego jak prawidłowy ruch. Czy naprawdę sądzisz, że pan Bóg tak nas zaprojektował, abyśmy robili przysiad z nogami na szerokość barków? Nie ma nic złego w takiej wersji, ale oprócz niej jest setki innych, które powinniśmy wykonywać, aby w pełni „odżywiać” nasze ciało.
There is no wrong movement. There is lack of preparation and lack of awareness.
Ido Portal
Odżywiania potrzebuje również nasz umysł. Trenując daną dyscyplinę, dość szybko popadamy w rutynę i nie uczymy się. Chodzimy na siłownie i bezmyślnie powtarzamy te same ruchy, nie dając tym samym przestrzeni na rozwój nie tylko ciała, ale i umysłu. I dochodzimy do kolejnego absurdu, w którym trening fitness czy trening w siłowni staje się bezmyślnym powtarzaniem czegoś, bo ktoś tak wymyślił.
Z tych i wielu Między innymi dlatego postanowiłem, że nie chcę być już tylko biegaczem. Rezygnacja z biegania nie sprawiła jednak, że przestanę zupełnie biegać.
Lubię jabłka więc jedno raz na parę dni, a nawet codziennie nie zaszkodzi.
Co „trenuję” teraz?
Obecnie trenuję swój mózg w myśleniu poza schematami i utartymi schematami. Uczę się po prostu ruchu, a moim osobistym guru/nauczycielem/trenerem jest mój roczny syn i oczywiście moja intuicja. Dzieci są najlepszymi nauczycielami ruchu jak i życia w ogóle. Słowo „trening” to wymysł dorosłego człowieka.
„Szybki rzut oka do miejsca, z którego się wywodzimy, a o czym zapominamy – do natury i od razu widzimy, że żadne zwierzę w swoim naturalnym środowisku, ba nawet żaden człowiek z nielicznych już dzikich plemion nie trenuje. Przynajmniej nie w takiej formie w jakiej my to rozumiemy. Sprawności fizyczna i ruch jest wpisany w naszą naturę. Potwierdzeniem tej tezy są właśnie małe dzieci… One nie mają pojęcia co to “trening”, a jednak cały czas, głównie poprzez zabawę trenują i rozwijają się. Nie potrzebują naszej pomocy ani specjalistycznej wiedzy aby wykonywać przysiad, podpory, zwisy itp. Robią to zupełnie naturalnie, tak samo jak zwierzęta. Widzieliście kiedykolwiek małpę, która trenuje na sali gimnastycznej wspinanie się po drzewach? Za to ja wielokrotnie widziałem ludzi, którzy trenowali w siłowniach lub innych klubach fitness bieganie na bieżni, podciąganie się, dźwiganie ciężarów itp. To smutne, ale obecnie niemal cała aktywność fizyczna ludzi ograniczona jest jedynie do “reżimu treningowego” w wyżej wymienionych miejscach. Gdzie czas na nieskrępowaną zabawę ruchem, eksperymentowanie, interakcje z otoczeniem, nie tylko tym sztucznym, zamkniętym w czterech ścianach, ale przede wszystkim tym naturalnym znajdującym się na zewnątrz między drzewami, skałami, rzekami itp?”. (fragment tego genialnego tekstu pochodzi z bloga Outsiders Athletes).
Moje życie po zrezygnowaniu z biegania zmieniło się na każdym poziomie. Przyznam się szczerze, że dopiero zaczynam czuć, co to znaczy żyć i rozwijać się. Wiem, że to wszystko może brzmieć jeszcze dla niektórych z was enigmatycznie, dlatego poniżej kilka konkretów jak wygląda mój dzień.
Kiedyś siedziałem dużo przed komputerem. Wiedziałem, że siedzenie na krześle to nic zdrowego, ale usprawiedliwiałem ten stan rzeczy faktem, że przecież biegam co najmniej godzinę dziennie i tym samym zapewniam sobie potrzebną mojemu ciału dawkę ruchu.
To było jedno z większych kłamstw, które hodowałem przez parę dobrych lat.
Dziś nie siedzę na krześle tylko w głębokim przysiadzie albo… po prostu na podłodze, co chwila zmieniając pozycję na taką, o jakie poprosi moje ciało.
Kilkanaście minut dziennie spędzam na pasywnym i aktywnym zwisaniu na drążku.
Chodzę z psem na spacer do lasu. Jak nie mam ochoty chodzić, to biegam — znowu — wedle samopoczucia.
Oprócz tego — tylko wtedy gdy mam ochotę, ćwiczę siłę na kółkach gimnastycznych (które również mam w domu), wieczorami i porankami ćwiczę jogę i medytuję.
W samochodzie wykonuję trening izometryczny albo korzystam ze ściskacza (wzmacniając przedramiona) albo… po prostu daje sobie dyspensę na leniwe i bezczelne siedzenie.
W swoim pokoju mam specjalne miejsce, gdzie znajdują się różnorodne zabawki: od rollerów, po piłki, gumy gimnastyczne, skakanki, piłki lekarskie czy hantle. Biorąc pod uwagę wiek mojego syna i jego nieustanne „robienie” porządków, moje zabawki są porozwalane po całym domu, dzięki czemu znajdując się w spontanicznych miejscach całego mieszkania, co rusz trafiam np. na roller, z którego równie spontanicznie korzystam rozmawiając przez telefon czy myjąc naczynia (swoją drogą, myliście kiedyś naczynia jednocześnie rolując rozcięgno podeszwowe?;))
Dużo w tym wszystkim spontaniczności i zabawy.
Ale nie tylko bawię się i jestem spontaniczny.
Rozwijam się również w kilku specjalizacjach jednocześnie. Każda specjalizacja rozwija inny aspekt świadomości mojego ciała.
I tak — boks uczy mnie rytmiki, koordynacji, rozwija siłę rąk i… jest niezwykle umysłową aktywnością, dzięki której czuję, że mój mózg naprawdę się uczy!
Joga — uczy mnie cierpliwości i uelastycznia całe ciało.
Taniec — pozwala mi wychodzić poza jakiekolwiek ramy, dzięki czemu wykonuję takie ruchy, na jakie mam ochotę. Taniec uczy mnie wyrażania siebie.
Medytacja — karmi moją duszę.
Mogę tak pisać w nieskończoność.
Teraz chyba dojść jasno przedstawiłem to co robię i w czym się rozwijam.
Cel?
Odkrywanie potencjału swojego ciała.
Bycie najlepszą wersją siebie.
Nieustanna nauka.
Czy to oznacza, że nie będę już startować w biegach czy innych zorganizowanych zawodach?
Raz na jakiś czas — oczywiście będę. Głównie ze względów towarzyskich czy przygodowych czy po prostu czystej próżności wystartowania i poprawienia sobie humoru, że mój wynik jest w 3% najlepszych czasów.
W perspektywie ruchu „Movement” zainicjowanego przez Ido Portal, bycie specjalistą jest dla mnie w tym momencie nudne, a w wielu obszarach ocierające się o absurd.
Wiem jednak, że każda zmiana ma swój czas i każdy w danym momencie dostaje tyle, ile jest gotowy.
Kiedyś moją misją było popularyzowanie biegania. Dziś moją misją jest popularyzowanie bycia blisko swojej natury, bo tylko dzięki temu możemy odkryć swój prawdziwy potencjał i źródło niesamowitej mocy.
Rusz się i myśl samodzielnie!
Mateusz Jasiński
Fot: Timur Taran