Czasami w życiu jest tak, że dochodzisz do miejsca, w którym kompletnie nie wiadomo o co chodzi (albo biega). Wtedy drogowskazem mogą być trudne pytania zadawane na potrzeby chwili.
Klasyka gatunku to:
Gdzie ja jestem?
Co ja tu robię?
I najlepsze jest to, że człowiek może zadawać sobie te mądre pytania, a odpowiedzi nie chcą przychodzić.
W takich sytuacjach wzorowo sprawdza się konsekwencja (której nauczyłem się dzięki bieganiu) – ona otworzy drzwi każdemu, bez wyjątków.
Większe wyzwanie polega na tym, że konsekwencja może Cię uczyć czasami dzień, dwa, a czasami tydzień, rok, miesiąc, dekady.
Odpowiedzi przychodzą wtedy, gdy będziemy na nie gotowi, a ponownie “gotowość”, to u jednego kwestia dnia, u drugiego kolejnych trzech lat.
Największe wyzwanie polega na tym, że my, ludzie, jesteśmy cholernie niecierpliwi, a na dodatek nie umiemy się poddać. PODDAĆ? Tak! Poddać, ale czemu?
Słabości.
Każdy z nas ma gorsze i słabsze chwile. U niektórych te słabsze chwile trwają całe życie (jak pisał mistrz Bukowski: “Miałem zły dzień. Tydzień. Miesiąc. Rok. Życie. Cholera jasna!”).
Większość osób, pomimo tego, że… jest “chujowo” (wybaczcie wrażliwcy językowi, chciałem znaleźć lepszy odpowiednik, szukałem parę godzin w słowniku synonimów, ale jednak chujowo wygrało), woli nie zmieniać nic.
A dlaczego?
Polska mądrość uliczna mówi, że chujowo, znaczy stabilnie, a ja pozwolę sobie na parafrazę, że ZMIANY, jak sama nazwa wskazuje, zmuszają nas do osadzenia naszego życia w innym kontekście i często zrezygnowania z obecnego życia. Zrezygnowanie w bardziej konkretnym ujęciu oznacza rezygnację z pracy, której nienawidzimy, rozstaniu się z partnerem, którego już nie kochamy itp.
Wiecie jak jest.
Dlatego czasami też warto się poddać. A poddanie się jest dla mnie większą sztuką niż ZWYCIĘSTWO (oczywiście nie zawsze;)).
Poddać się słabości, by oddać się miłości.
Przykład?
Jakiś czas temu zrezygnowałem z bardzo dobrej pracy, tylko dlatego, że miałem już do niej serca, a jeśli nie ma serca, to nie ma zaangażowania, a jeśli nie ma zaangażowania, to nie ma… pracy Podjęcie tej decyzji było dla mnie bardzo trudne, a dla wielu brawurowe. Postanowiłem jednak dokonać ZMIANY i… zaufać życiu.
Zaufać życiu, to znaczyło w moim przypadku posłuchać tego cichego głosu serca, które szeptało z dnia na dzień coraz bardziej, aby… pójść inną drogą.
Dziś mija prawie pół roku.
Aby dowiedzieć się czy to była dobra decyzja, pomagam sobie tymi dwoma pytaniami:
Gdzie ja jestem?
Co ja tu robię?
I niestety wciąż nie znam konkretnej odpowiedzi, ale przynajmniej wiem, że jestem na dobrej drodze.
Dlaczego?
Bo serce zawsze wie i czuje najlepiej. Dziś, mam odwagę kierować się w życiu sercem, choć to nie zawsze łatwe i nie zawsze lekkie, to na starcie podejmowania każdej decyzji jestem ze sobą szczęśliwy, bo… szczery wobec samego siebie.
Zadawaj pytania. Naucz się poddawać, by z czasem oddać się miłości.
Ufaj sobie i życiu.
Miłość to potężna siła.
Życzę Wam, abyście byli konsekwentni w kierowaniu się w życiu sercem. To zawsze wyjdzie na dobre, nieważne jak trudno będzie po drodze…
ALOHA.
Mateusz Jasiński
fot: Timur Taran